25 kwi 2011

błoto?

Spotkałem się ostatnio z tłumaczeniem tytułu tego bloga jako podróży przez błoto.  Ładne, ale... Jestem pewnie ostatnią osobą, która powinna cokolwiek tłumaczyć z i na angielski i kogokolwiek poprawiać w tym względzie. Nie do końca o to jednak mi chodziło gdy ten tytuł wymyślałem.
W zamyśle mud nie odnosiło się do jakiegoś tam błota,  ale bardzo konkretnej jego wersji. Po polsku zwykle nazywamy go szlamem czyli chodzi o zawiesinę gliny, gliniane błoto, rozwodnioną glinę.




Coś co w dużej ilości powstaje na przykład podczas pracy przy kole garncarskim.







Wbrew jednak konotacji nazwy szlam nie ma w sobie niczego negatywnego, przynajmniej dla garncarza -  wprost przeciwnie. Podczas wspomnianego toczenia nieustająco moczone w nim ręce  umożliwiają pracę z wirującą gliną. Wilgotne nie szarpią jej ale pozwalają formować i wyciągać. 





Czy zastanawialiście się kiedyś jak łączy się glinę ze sobą, dokleja ucho kubka, dzióbek czajnika?
Właśnie szlam działa w ceramice jak klej. Nigdy woda (która oddziela od siebie cząsteczki gliny). Jeżeli nie ma go pod ręką już lepiej użyć własnej śliny.
Wersja szlachetna szlamu to angoba (ang. slip). Służy do dekoracji i zasługuje na  osobny opis.   

Nie jest więc mud jakimś odpadem z którym nie bardzo wiadomo co zrobić. 
Z drugiej strony nie oznacza to też że podróż w szlamie jest sielanką.
I właśnie ten paradoks w którym brud jest czymś pożytecznym tak tak mi się spodobał.
Wot względność. 

11 kwi 2011

zieleni się

Rzadka chwila. Jedno śpi. Reszta poza domem. Nie sprzątam, nie gotuję. Trawa, choć mniej śmiała jeszcze od kreta, powoli się budzi. Odrabiam zaległości. Ureshino. Wciąż dobre. Bardzo.